Ezio rozprawił się z ostatnim żywym łowcą, jednym płynnym ruchem skracając go o głowę. Rozejrzał się dookoła. Ze zgrozą dostrzegł, że Auditore jest ciężko ranny.
- Wujku! Nie! - natychmiast do niego podbiegł.
- Dbaj o ... sie-bie... - wyszeptał jeszcze ranny. Nie było już dla niego ratunku. Skonał Eziowi na rękach.
- Nie... Nie... Nie, tylko nie to! - wołał wściekły chłopak. Przecież on był jego jedynym żyjącym krewnym. Bardzo go kochał... A teraz został sam jeden samiuteńki na tym świecie!
Zamknął otwarte oczy trupa i podniósł się, jednak oczy zaszły mu mgłą, a nogi zrobiły się, jak z waty, tak, że nie zdołał zrobić ani jednego kroku. Osunął się na podłogę, zawył z bezsilności.