- No cóż... Jak chcesz - westchnął cicho. Widział, że coś jest nie tak, ale nie da się nikogo na siłę uszczęśliwiać.
Rozejrzał się dookoła. Wiecznie tu przecież nie będą siedzieć. Trzeba jakoś wykombinować, żeby wrócić na górę... Chyba, żeby posłać kogoś po łódź. Tak, to chyba będzie najlepsze rozwiązanie. I najbezpieczniejsze.
- Walter! Jesteś tam jeszcze? - ponownie krzyknął. Wołany pojawił się nad krawędzią.
- Jestem.
- To ściągnij jakiś transport wodny. Łódka, ponton, cokolwiek! I ruszaj się!
Walter miał już dać złośliwy komentarz, ale powstrzymał się. Cofnął się i zniknął im z zasięgu wzroku.