// Psze bardzo xD
Nie bardzo wiedział, co jej odpowiedzieć, ale nie miał też czasu się nad tym zastanawić, gdyż usłyszał, że ktoś go woła.
- Connor...! - owym ktosiem był Patrick, stary znajomy z Zakonu, z jego rodzinnego miasteczka. Stał, oparty o drzewo i ukryty w jego cieniu. Można było jednak dostrzec, że jest ubrany w asasyńskie szaty. Był zmęczony i ledwo łapał oddech. Widać, że zbyt mu się spieszyło, by zdążył się przebrać. Zresztą, on był i tak dość znany z tego, że bywał nieostrożny.
- Patrick? - Connor odwrócił się w jego kierunku, nieco zdziwiony - Nie miałeś się już w co ubrać?! - syknął, rzucając niepewne spojrzenia na Logana i Ciri. Błagał w duchu, by wzięli go za jakiegoś przebierańca, błazna.
- Sorry... - mruknął tamten i cofnął się trochę, znikając za drzewem. Connor podszedł do niego.
- O co chodzi?
Młody mężczyzna zdjął kaptur, spod którego ukazały się jego czarne włosy i poważna, nieco wystraszona twarz z wielkimi, piwnymi oczami i głęboką raną na policzku.
- Błagam, pomóż mi... Ścigają mnie... - wydusił z siebie.
Connor chwycił Patricka za ramiona.
- Ogarnij się. Kto cię ściga?
- Templariusze...