Krzaki z lekka zaszeleściły i w prześwicie między drzewami mignął ciemny zwierz, przypominający z wyglądu i postury sporego psa. Przebiegł jeszcze truchtem parę metrów i zatrzymał się z wywieszonym jęzorem, rozglądając się na boki. Kiedy upewnił się, że nikogo w pobliżu nie ma, zmienił swoją postać na ludzką. Teraz, opierając się plecami o drzewo, stał tam młody chłopak, piętnastoletni, o bujnej, niemal czarnej czuprynie i jasnych oczach, mających kolor będący połączeniem szarości, brązu i zieleni. Jego przykurzone i dość zużyte ubranie wskazywało na to, że był w podróży już od jakiegoś czasu.
Wyrównał oddech i ponownie się rozejrzał, zupełnie, jakby na kogoś czekał.