Amazing Monster Wolf's World
Obrzeża => Lasek => Wątek zaczęty przez: Ezio w Listopad 28, 2014, 20:34:44
-
Niewielka polana, pośrodku lasu. Dociera tu dużo słońca, ptaki śpiewają, zwierzęta beztrosko wędrują...
(http://static.swiatkwiatow.pl/user_galeria/200905/duze/polanka_5715.jpg)
-
Weszła, dość spokojnie. Naciągnęła kaptur bardziej na oczy. Rozejrzała się i usiadła pod jakimś drzewkiem.
-
Wszedłem, trochę się trzęsąc. Dawno nie widziałem ludzi... Co mi odbiło? Mogę przecież do końca życia mieszkać w lesie... Zobaczyłem jakąś dziewczynę. Lekko się speszyłem, więc naciągnąłem kaptur bardziej na twarz.
-
Rozejrzała się. Zobaczyła jakiegoś skradającego się chłopaka. Zignorowała to, lekko odsłoniła twarz.
-
Przeszył mnie dreszcz. Zmieniłem kierunek o 180 stopni, trzęsąc się. Nie, nie podejdę!
-
- Nie musisz się tak skradać - mruknęła, patrząc kątem oka na chłopaka.
-
Dreszcze zapanowały mną tak, że stanąłem jak wryty. Odwróciłem się do niej i popatrzyłem na nią.
-J.j..j..ja? - wskazałem na siebie, dość sztywno.
-S.s.s.ss.skradać? N..n..no c..co t.ty! - machnąłem ręką i podszedłem do niej.
-
- I się jąkasz. Nie lubię jąkania - mruknęła, nadal patrząc w dal.
-
-W..wybacz. - mruknąłem wyraźnie speszony.
-
- Nie gryzę. Nie musisz się bać - mruknęła, podciągając kaptur.
-
Mruknąłem i, nie wiedząc, co robić, podszedłem i usiadłem obok niej. Patrzyłem w drugą stronę.
-
- Carollyn - mruknęła, patrząc się przed siebie.
-
Spojrzałem na nią...
-Ładnie... moja siostra miała tak na imię. - uśmiechnąłem się do niej, o dziwo pamiętając uroczą buzię tamtego maluszka.
-Ja jestem Xavier, ale mów mi Xavery.
-
- Ładne imię - mruknęła, wzdychając.
-
Praktycznie nie przestawałem się czerwienić. Odwróciłem wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć.
-
- Burak z ciebie - zaśmiała się pod nosem.
-
-N..nie jestem burakiem, tylko człowiekiem! - dość głośno zaprotestowałem, odwracając się w jej stronę.
-
- Ale jesteś czerwony. I wyglądasz jak burak. Nie protestuj - wybuchła śmiechem.
-
Prychnąłem cicho i ukryłem twarz w kolanach.
-
- Oj no nie bocz się - mruknęła.
I jak zrobimy, że oni jakby odkryją, że są rodzeństwem? Jakaś blizna, tatuaż czy coś? xD
-
____________________
Ekhmmm... Lyss i Connor poznali się po znamionach...
-
Nie kopiowac wy plagiatoryry wredne niedobre =3
-
-Nie boczę się. - mruknąłem, wyjątkowo się nad czymś zastanawiając.
-Carollyn... Masz takie same oczy, jak moja młodsza siostra. - popatrzyłem w jej oczy, widząc w nich tamtego malucha sprzed dwudziestu lat.
_____________________________
BUM BICZES!
-
- Wiesz, niektórzy ludzie mają ten sam kolor co ja - mruknęła.
-
-Ale takie oczy są jedne. - przyglądałem się jej coraz bardziej dociekliwie.
-Masz 21 lat, prawda? - spytałem, uważnie licząc w myślach, jak ten mały pulpet mógłby wyrosnąć. Jedna z niewielu dobrych rzeczy, którą zawdzięczam moje... Temu zbokowi. Wykształcenie.
-
- Tak.. - powiedziała ze zdziwieniem z miną O.o
-
Uśmiechnąłem się.
-I jeszcze może masz na nazwisko Evans? - zadałem kolejne pytanie, choć byłem niemal pewny.
-
- Żebyś wiedział - mruknęła, nie ukrywając swego zdziwienia.
-
________________________________________-
-I masz na imię Carrolyn!
-Taaaak
-Ja też!
-O.o
-Znaczy mam takie samo nazwisko, a moja siostra miała takie same oczy, imię i widziałem ją ostatnio gdy miała roczek! 20 lat temu!
-WHAT?!
- *w*
-Zaczynam się ciebie bać...
Takie streszczenia końcówki xDDD
-
___________________
Hah xD
Ty to lepiej myśl nad akcją z Templariuszami xD
-
______________________________________________
÷_÷ Gdybym jeszcze nie cierpiała na tą jakże rzadką chorobe!
Brakus Venus Pospolitus (Nazwa Pl: BRAK WENY)
Weż pomóż bo tego posta walnę po wielkanocy >.<
-
// To chociaż gdzieś w teren idź xD
-
//Już idem! xD
-
Zaśmiałem się, patrząc w stronę lasu.
-Co... Jak ci się wiodło w czasie wojny? Jak przeżyłaś? - spytałem z niekrytym zainteresowaniem.
-
- Normalnie. Po prostu nie wystawiałam się, jak to robiła większa część osób. A potem.. no cóż, zajął się mną facet, ale w końcu go zabiłam. Mając 10 lat - westchnęła.
-
Spochmurniałem nieco, a po chwili na nią spojrzałem.
-Ja codziennie cierpiałem i modliłem się o twoje życie i zdrowie. - uśmiechnąłem się.
-Siostrzyczko. - zaśmiałem się delikatnie, trochę niepewnie.
-
Spojrzała na faceta. To jej brat? Nie. Na pewno nie. To nie może być prawda. Nie pamiętała go, była za mała, żeby zapamiętać. No ale cóż, raz się żyje.
- Fajnie wiedzieć - zaśmiała się i przytuliła się do niego.
-
Odwzajemniłem uścisk, momentalnie mając łzy w oczach.
-Carollynnie... Tak się cieszę!
-
- Ej, ale się nie rozklejaj - powiedziała.
-
-Tyle razy się bałem, że coś ci się stało... - zignorowałem ją.
-Byłaś taka mała...
-
- Ej. NIE PRZE-SA-DZAJ! - jęknęła. - Nie lubię, jak ktoś jęczy.
-
-W..wybacz... - odsunąłem się od niej, znów spoglądając w las.
-
- No widzisz - mruknęła, przeciągając się.
-
Siedziałem w milczeniu, patrząc przed siebie.
-
- Idziemy się gdzieś, hm, przejść?
-
Kiwnąłem głową i wstałem. Wyciągnąłem dłoń, by pomóc siostrze.
-
Złapała go za rękę i podniosła się.
- Ty prowadzisz - zaśmiała się.
-
-Ja.. umm... Chodź. - powiedziałem, znów cały czerwony i wziąłem ją za rękę. Wyszedłem.
-
Zaśmiała się i wyszła za nim.
z.t.
-
Weszła rozglądając się nieufnie dookoła.
Niah, niah Ciri bydzie zadawać pytania. Bawimy się w wywiad.
-
Wszedł, cicho pogwizdując pod nosem. Zerknął uważnie na towarzyszkę.
_____
xD
-
Wybrała drzewko, otoczone przez krzaki z jednym "wejściem". Usiadła pod nim i spojrzała na Connora wzrokiem wskazując mu miejsce obok siebie. Zmieniła się nie tylko zachowaniem, ale też wyglądem. Na policzku pojawiła się nowa blizna, liczne zadrapania. Zbladła też trochę. Włosy wydawały się byc krótsze, podcięte tępym nożem, dość nierówno, co nadawało jej bardziej fantazyjnego wyglądu.
-
Chwilę ogarniał wzrokiem nową okolicę - nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej tu był - i usiadł po turecku obok dziewczyny.
Przestał gwizdać. Jakoś tak... Odeszła mu na to ochota.
-
Ciri zadumała się gapiąc bez celu w dal.
-Miałeś rodzinę?-spytała cicho nawet nie patrząc na Connora. Pytała pod wpływem impulsu.
-
Zdziwił się, słysząc to pytanie. Przecież wiedziała o jego rodzeństwie. Ba, jego siostrę znała pewnie znacznie lepiej niż on. Nie był więc pewny, co miała na myśli.
- Miałem... - mruknął, wlepiając wzrok w ziemię i urwaną trawkę, którą właśnie zaczął obracać w palcach.
-
-Chodziło mi o rodziców-odparła.
Tak by the way, z racji opracowania charakterów und historii moich postaci Connor może zadawac pytania, o powiedzmy Lyss. Tak bardzo Ciri ma chęć opowiadania.
-
- Pogubiłem się w tych wszystkich kłamstwach - westchnął. Sam już w sumie nie wiedział, komu wierzyć, kto mówił prawdę. Spotykał wielu ludzi. Każdy z nich mówił co innego.
Jednak najbardziej prawdopodobna wydawała mu się wersja, której dowiedział się dzięki Alyss. Czyli, że jego ojciec zginął w wypadku, gdy Connor był jeszcze małym brzdącem. A potem wychowywał go inny mężczyzna, z którym związała się matka. Tyle teoria. Jego sercu i tak bliższy był owy obcy mężczyzna. Bliższy nawet niż matka. Philip Auditore poświęcał mu zawsze wiele czasu, podczas gdy ona nigdy go dla niego nie miała. To on go wychował. Nie ona. Jej ulubieńcem był Ezio. Ale miał tego za złe bratu, raczej matce. Kiedyś próbował ją zrozumieć, lecz dał sobie z tym w końcu spokój.
Podniósł głowę. To wszystko już było przeszłością. Już go nie dotyczyło. Nauczył się traktować własną historię życia, jak jakieś przeczytane opowiadanie. Z resztą, tak mało realne.
_____________
Oook xD
-
Umilkła nadal patrząc w dal. Rzuciła mu tylko krótkie spojrzenie.
-
Przez chwilę również milczał, ale w końcu przerwał tą uciążliwą ciszę.
- A... - zaczął, lekko się zacinając - A Alyss coś ci kiedyś mówiła o rodzinie?
-
-Mówiła. Więcej Dannylowi. Mówiła, że gdyby miała szansę chciałaby to wszystko odwrócić. Zawsze marzyła o normalnej rodzinie. O tobie też wspominała. Że chciałaby cię kiedyś poznać. O matce, że nie ma jej niczego za złe.
-
Jakoś ciężko było mu uwierzyć, że Alyss przebaczyła matce. Po tym, co zrobiła? Przecież ją porzuciła! Zostawiła własną córkę na pastwę losu! Tak robi matka?...
Poczuł, że krew zaczyna się w nim gotować, więc przestał się dalej nakręcać.
- Szkoda, że nie mogłem jej wcześniej poznać... - powiedział cicho. Szkoda, że nie miał na to wszystko wpływu.
-
-Nie wiem, czy byś chciał. Przed śmiercią Danny'ego była zupełnie inna.-mruknęła gapiąc sie w przestrzeń.
-
- To znaczy? - koniecznie chciał się dowiedzieć. Chociaż z drugiej strony wolałby ją zapamiętać jako zupełnie nieskazitelną. Przed oczami stanął mu mement jej śmierci...
-
-Szczerze, trochę przypominała mi mnie. Strasznie zaborcza była, nasze wojny spojrzeń o Dannyla zawsze go przerażał. On też kiepsko to rozwiązał, bo trenował nas razem. Ciężko jej było dostosować się do surowych zasad. Nie znosiła konkurencji. No i strasznie była okrutna. Lubiła zabijać, krzywdzić. Dlatego ja potem zdecydowałam się na treningi siły z Sam'em.
Palnęła głupstwo, wspominając to imię. Rzuciła niespokojne spojrzenie na Connora, czy skojarzył zależność imion.
-
Słuchał, uśmiechając się delikatnie. Ha, no cóż... Nikt święty nie jest.
Zerknął na Ciri akurat w momencie, kiedy wymawiała imię "Sam". Może i uznałby to za przypadkową zbieżność. Ale na pewno nie po tym, jak zobaczył jej minę. Zmieszał się.
- Znaczy... - zaczął niepewnie.
-
Westchnęła ciężko podciągając kolana w górę i oparła na nich brodę.
-Tak, to ten sam. Wiele mnie z nim łączyło. Czasem miałam wrażenie, że zbyt wiele. Można powiedzieć, mój pierwszy "prawdziwy" partner.
-
Nie odezwał się. Przygryzł dolną wargę, odwracając wzrok gdzieś w bok.
Zdecydowanie nie czuł się najlepiej w tej sytuacji. Co prawda, od śmierci Sama minęło już trochę czasu. Ale właśnie się dowiedział, że zabił chłopaka Ciri. Po prostu cudownie.
-
-Nie zapominaj, że to ja pozwoliłam ci go zabić. Pomyśl, co by się stało, gdybym walczyła po jego stronie. Przykro mi to mówić, ale nie mielibyście z Loganem szans. Poza tym... Nie widziałam się z Samem zbyt wiele czasu, by więź, która zbudowaliśmy mogła wrócić-powiedziała cicho zerkając na niego.
-
Opanował swoją męską dumę, która się w nim odezwała, kiedy dziewczyna wypowiadała pierwsze zdanie.
- Rozumiem... - wymruczał niezbyt głośno, dalej jednak unikając wzroku Ciri.
-
Prychneła, odwracając głowę.
-Wy, faceci zawsze tacy sami. Nic nie rozumiecie-warknęła.
Zirytowana Ciri tak bardzo... xD
-
// Hah xD
Znowu przygryzł wargę, odwracając w końcu głowę w stronę Ciri. Tym razem poczuł w ustach słodkawy smak krwi, ale zignorował to. Bo i nie to było teraz najważniejsze.
No w sumie miała trochę racji. Dalej zachowywał się jak szczeniak, który myśli jedynie o sobie. Zrobiło mu się głupio.
- Przepraszam... - wypowiedzenie tego słowa trochę go kosztowało, ale jakoś udało mu się schować dumę do kieszeni.
-
Można powiedzieć, że w nagrodę obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
-Byłeś kiedyś zazdrosny... O rodzeństwo?-spytała cicho delikatnie bawiąc się źdźbłami trawy u jej stóp.
-
Zastanowił się chwilę, biorąc przy tym głębszy wdech.
- No, czasem mi się zdarzało - odparł. Po chwili dodał - A czemu pytasz?
-
-Nieistotne.-odparła powracając do obserwacji krajobrazu z tą samą nieodgadnioną miną.
-
- Nie chcesz mówić, to nie - westchnął i wzruszył lekko ramionami, poddając się i nie wypytując dalej.
I po dłuższej chwili zaczął cicho nucić pod nosem.
I never thought I’d feel this
Guilty and I’m broken down inside
Livin’ with myself
Nothing but lies...
World so cold. Nauczył się tej piosenki od Ezia. Jego brat często ją śpiewał. Była jego ulubioną.
-
Spojrzała na Connora. Nigdy nie śpiewała i nie nuciła. Słuchała muzyki rzadko, tekstów uczyła się raczej na pamięć. Mogła wyrecytować "Na ślinę" czy "Niezapowiedzianą" albo "Small Bump". Nigdy nie odważyła się jednak tego nucić. Przywyczajona była traktować ciszę jako największą świętość. Świętość? To dobre słowo?
-
Urwał, pod wpływem wzroku dziewczyny.
Cicho westchnął, bawiąc się podświadomie palcami.
-
Odwróciła wzrok, chociaż niechętnie. Miała wrażenie, że czuje czyjś wzrok na sobie. Wzrok, który powinna znać. Bellec? To niemozliwe! On nie żyje. Ale czy miała na to jakieś dowody?
-
- Co jest? - zapytał, ściągając brwi i uważnie się przyglądając Ciri. Z jej miny wnioskował, że coś jest nie w porządku, więc i jemu udzielił się niespokojny nastrój.
-
-ktoś na nas patrzy.-na usta cisnęło jej się słowo "Bellec" ale tego nie powiedziała-Nie ma przyjaznych zamiarów.
-
Zacisnął usta i nie odezwał się. Nasłuchiwał. Nic nie dotarło do jego uszu, ale za to, wraz z nagłą zmianą kierunku wiania wiatru, wyczuł czyjś zapach. Wydał mu się znajomy...
-
Rzuciła spojrzenie na Connora.
-
Znajomy... Na pewno znał tego kogoś, ale... Coś mu tam dzwoniło, ale nie wiedział, w którym kościele. Nie mógł sobie przypomnieć kim jest właściciel tego zapachu.
Zacisnął dłoń w pięść. Irytowała go zawodność własnej pamięci.
-
-Bellec. To... To musi być on-wyszeptała.
-
Mało nie palnął się otwartą dłonią w czoło. No tak. Bellec.
Ale zdaje się, że kiedy ostatni raz się widzieli, coś mu obiecał. A Connor nie nawykł do łamania obietnic.
Podniósł się do przysiadu, zerkając na Ciri. Błyski w jego oczach mogły wiele powiedzieć.
_______________
Dwa pytania: Bellec jest sam i on pierwszy zacznie, czy jest tu przypadkiem? xD
-
-Nie... Proszę. Czy to musi się tak kończyć?-spytała cicho, wiedząc już jaka będzie odpowiedź. Bo tak musiało być. Chyba, że stoczy ostatni pojedynek z Bellecem na jego warunkach. Jakoś pozbędzie się Connora na ten czas. Już spięła mięśnie by się podnieść i uciec, wołając dawnego mistrza. Chciała to skończyć. Spojrzała na chłopaka szmaragdowymi oczami, w których kryło się to pragnienie. Śmierci. Czy jej chciała? Teraz chyba już tak. Skończyła, co miała skończyć.
Sam. Jest przypadkiem , ale zauważył ich pierwszy. I dobrze wie, że mają przewagę. Bo Ciri może się teraz nie zawahać.
-
Zamarł, zdziwiony. Na chwilę jakby zapomniał o Bellec'u. Coś innego teraz zajęło jego uwagę, choć nie tracił na czujności.
- Ciri... Co ci jest? - najprawdopodobniej spodziewała się innego zdania. On sam też. Miał zamiar odpowiedzieć na jej pytanie. Ale nie zrobił tego. Może dlatego, że to, co czuł do tej tajemniczej, skrytej dziewczyny było silniejsze, niż chęć zemsty?... Nie wiedział sensu dalszego ukrywania tego faktu. A przynajmniej przed sobą. Jakoś nie był skłonny do powiedzenia tego Ciri. Może jednak to wszystko mu się tylko wydawało, przez to, że tyle razem przeżyli? Przyjrzał się jej. Po głowie chodziło mu tylko: Czy ona też...? Też to czuje...?
Nie domyślał się, co planowała.
-
Co mi jest?Odwróciła wzrok i wstała. Wyszarpnęła z torby spore, ciężkie, skórzane rękawice i nałożyła je na dłonie. Alyss miała identyczne.
-Jemu nie chodzi o ciebie, Connor. Jemu chodzi o mnie. Nie mogę pozwolić tobie, byś z nim walczył. Ja...-przez chwilę chciała powiedzieć coś... Dwa słowa. Ale zrezygnowała-Ja nie mogę pozwolić sobie na stratę kolejnej osoby. Bellec jest od ciebie dżo bardziej doświadczony. Nie pokonasz go.
-Ja... Ja też nie-szepnęła po chwili już odwracając głowę. Postąpiła krok ku otwartemu polu. Tam miała mniejsze szanse na zwyciężenie walki, ale wydawało jej się, że Bellec się skusi.
Oni som słoooodcyyyyy... xD
-
// Jak chole*a xD
Podniósł się i zagrodził drogę dziewczynie.
- Ciri. Pozwól, że to ja będę walczył - powiedział poważnym tonem, tak do niego niepodobnym, kładąc dłoń na jej ramieniu - Nie po to tak ostatnio trenowałem, by teraz patrzeć, jak... - nie dokończył. Wiadomo było, o co chodzi.
-
Coś w tonie jego głosu sprawiło, że nie wyrwała się. Nie powiedziała też nic. Patrzyła mu tylko prosto w oczy, zielonym spojrzeniem, w którym krył się strach i cała gama uczuć, których ona nie potrafiła zidentyfikować. Przesłanie było jasne: Nie umieraj. Nie musisz wygrać, po prostu nie umieraj.
Nie rozumiała swoich uczuć do niego, bo nie były w żaden sposób logiczne. Ale czy miłość kiedykolwiek była logiczna?
-
Stał tak jeszcze przez chwilę. Jakby chciał coś powiedzieć. Ale nie odważył się. Odwrócił się i wyszedł na otwartą przestrzeń. Prawą rękę zacisnął na nożu do rzucania, a lewą był gotowy w każdej chwili wykonać ruch zwalniający ukryte ostrze. Rozejrzał się, nie dostrzegł jednak nigdzie templariusza.
- Bellec! Gdzie jesteś tchórzu? Boisz się wyjść i walczyć otwarcie? - zawołał, obracając się w stronę, z której wyczuł jego zapach.
-
Bellec wyszedł, a raczej zeskoczył, z któregoś z drzew. Ponure spojrzenie wyglądało z pod kaptura.
-Zabawne. Wcześniej miałem cię za dzieciaka. Nie zależy mi na tobie, asasynie. Tylko na niej. Zawiodła... Moje oczekiwania.
-
Prychnął z pogardą, podnosząc lekko głowę.
- Najpierw walcz ze mną. No chyba, że boisz się przegrać.
Nieznacznie zmienił pozycję i przesunął ciężar ciała nad prawą nogę, która pozostawała nieco z tyłu.
-
Ciri spojrzała na Bellec'a. Skrzywiła się nieznacznie widząc co się święci. Dłoń jej byłego mistrza sięgnęła po broń, wcześniej niewidoczną. Bellec używał długiego miecza, trochę przypominającego japońską katanę czy polską szablę, ale bardziej masywnego.
-
Dostrzegł ruch templariusza, ale nie przejął się nim. Może i przez tą jego broń nie będzie mógł się do niego zbliżyć na tyle blisko, by móc skorzystać z wysuwanego ostrza, ale miał przecież przy sobie kilka swoich noży. A potrafił już nimi rzucać z iście śmiertelną precyzją.
Wierzył w swoje umiejętności, ale nie lekceważył też i przeciwnika. Właśnie kalkulował w myślach w czym Bellec może mieć nad nim przewagę oraz szukał jego słabych punktów. Utkwił w nim świdrujące, wrogie spojrzenie i napiął mięśnie, gotowy do obrony, uniku, bądź kontrataku.
-
Bellec zaatakował. Był doskonałym szermierzem, wychodził do przodu, by zadać cios i wrócić do pozycji obronnej. I tak w kółko. Obrona nie do przebicia, Ciri przekonała się o tym w trakcie szkolenia. Boleśnie.
-
Na swoje szczęście Connor był bardzo zwinny. Bellec'owi jedynie raz udało się go lekko drasnąć.
Ale przecież na dłuższą metę tak nie pociągnie. Nie może wiecznie unikać jego ciosów. Nie miał jednak jak zaatakować przeciwnika.
Chwycił jedno z ostrzy, jednocześnie cofając się, w tym samym czasie, co Bellec. Błyskawicznie rzucił, celując prosto między jego oczy.
-
Bellec odbił ostrze mieczem. Miał zbyt szybkie ruchy jak na człowieka. Zbyt wiele widział. Nadnaturalny? Wilkokrwisty? Może tylko domieszka wilkokrwistości.
-
Przygryzł odruchowo wargę. Chole*a!
Teraz dopiero naprawdę dotarło do niego, że tym razem los może nie okazać się łaskawy. Może zginąć. I najprawdopodobniej tak będzie. Bo jak miał z nim walczyć? Jedyną szansę widział w wytrąceniu mu miecza.
Tylko jak?
Zostały mu jeszcze trzy noże... Chwycił dwa z nich. Pierwszym celował ponownie w kierunku jego głowy, drugi, natychmiast po poprzednim, rzucił tak, by trafił w nadgarstek dłoni trzymającej miecz.
-
Bellec rozproszył się tylko na chwilę. Wystarczyło, by ostrze zraniło nadgarstek. Krew trysnęła na trawę, ale Bellec nie wypuścił miecza. Ciri odkryła, że wstrzymuje oddech wpatrując się w Connora.
-
Zerknął przez krótką chwilę na Ciri. Wiedział, że nie wolno się dekoncentrować, ale po prostu musiał to zrobić.
Co się stanie, jeśli on przegra? Bellec będzie chciał walczyć z Ciri. A diabli wiedzą, czy ona sobie poradzi... Dlatego postanowił, że nawet jeśli nie uda mu się zabić templariusza, to postara się go jak najbardziej zmęczyć. Chociaż tyle. A skoro nie widział i tak dla siebie większych szans, to czemu by nie spróbować ...
Rzucił ostatnim ostrzem i skoczył na Belleca, zmieniając się w wilka. Liczył, że jakimś cudem da radę dosięgnąć go kłami, czy pazurami. W końcu z rannym nadgarstkiem trudniej operować mieczem.
-
Bellec akurat tego się nie spodziewał. Przyzwyczajony był do walki z ludzkim przeciwnikiem. Zdążył zablokować Connora, co prawda ramieniem, które teraz wyglądało jak kiepsko pokrojone mięso na kotlety. Odsunął się długim skokiem i zamarł w pozycji gotowej do ataku. Wcześniej zdążył co prawda wbić koniec miecza w bark Connora ale niewiele to dało.
-
Poszło lepiej, niż się spodziewał. I to pewnie go zwiodło.
Czyżby Bellec nie był dzisiaj w formie? A może po prostu nie jest tak dobry, jak wszyscy twierdzą?
Zignorowawszy swoją ranę zaczął powoli okrążać przeciwnika, w niskiej pozycji. I skoczył, starając się ominąć jego broń.
-
Bellec skorzystał z okazji i szybkim ciosem rękojeści miecza odbił skok Connora i posłał go na ziemię. Tam szybko przycisnął wilka i ostrzem dotknął jego szyi. Ciri wstrzymała oddech i nie wytrzymała. Przemieniła się i rzuciła w ich stronę. Bellec wydawał się zaskoczony ale i tak udało mu się sparować cios, który miał zabić. Ciri potoczyła się po ziemi, na białym futrze pojawiły się plamy krwi, która ciekła gdzieś z okolic szyi. Mężczyzna był wściekły, podniósł się szybko, by zakończyć walkę z dziewczyną. Patrzyła na niego z ziemi, z obnażonymi kłami, niezdolna do ruchu, zbyt ogłuszona uderzeniem w głowę.
-
Spojrzał nieco zaskoczony, w stronę Ciri.
Znowu uratowała mu życie.
Ale nie było więcej czasu na rozmyślania. Pozbierał się z ziemi, potrząsając przy tym łbem. Spiął się i odbił od podłoża najmocniej, jak potrafił, by uderzeniem w bok pozbawić Bellec'a równowagi i nie pozwolić mu na zrobienie krzywdy waderze.
-
Bellec stracił równowagę i upadł. Ciri udało się wreszcie podnieść,co prawda dość chwiejnie, ale zawsze coś. Szybkim ruchem szarpnęła miecz, wytrącając go mężczyźnie z rąk.
-
// Chyba jeszcze nie będziemy tego kończyć, co? xD Fajnie jest xD
Przygniótł Bellec'a swoim ciężarem do ziemi. W pierwszym odruchu chciał zatopić kły w jego gardle i rozszarpać je. Ale, nie wiedzieć czemu, zawahał się i nie zrobił tego. Sam tego nie rozumiał...
-
Bellec odrzucił wilka jakąś dziwaczną siłą. I... Zmienił się. Przed nimi stnął teraz duży czarny basior. Ciri patrzyła na niego zaskoczona.
//Suprise!
-
// Haha xD
Zwalił się twardo na ziemię. Od razu pożałował, że go nie zabił od razu. Teraz było już jednak trochę za późno.
Ale moment... Bellec był wilkokrwistym?!
Rzucił szybkie spojrzenie Ciri, jakby chcąc sprawdzić, czy ona o tym wiedziała i podniósł się.
-
Ciri nagle rzuciła się do przodu parując uderzenie Bellec'a. Stanęła przed Connorem. Całkowicie skupiła się na przeciwniku. Gniew rozbłysnął w zielonych oczach. Wcześniej wydawała się raczej łagodna, niekonfliktowa. Teraz stała prosto, z lekko obnizoną głową i obnażonymi kłami gotowa do skoku, co potwierdzała ładna praca mięśni pod napięta skórą.
-
Może i zastanawiłby się dłużej nad tą nagłą przemianą Ciri, ale nie było czasu po temu. Dołączył do niej, stając obok, tym samym stając na drodze pomiędzy Bellecem a jego mieczem, który leżał teraz gdzieś dalej.
___________
Niiii maaa weny ;-;
-
Nieoczekiwanie Ciri spięła się i skoczyła na Bellec'a. Zaczęła się wściekła szarpanina, wcale nie przypominająca godnych walk wilków. Ciri nie zależało na pięknie, a na szybkiej wygranej. Uderzyła jeszcze mocniej posyłając Bllec'a na ziemię. Podniósł się jednak na tyle szybko, by odparować cios. Oboje krwawili, przy czym, Ciri wyglądała na gorzej ranną, ale mniej zmęczona.
xD
-
Sam zabrał się za Bellec'a, by dać Ciri odpocząć, widział, że jest ranna. Zamarkował atak z lewej strony i skoczył na niego z prawej.
-
Zjeżyła się jeszcze bardziej, z trudem otrzepując sie z tego szaleństwa, które zagnieździło się w jej umyśle. Ból wyczuwała zaledwie jakimś mały skrawkiem siebie, wszystko docierało do niej jak przez mgłę.
-
Udało mu się dosięgnąć go pazurami, jednak i tak skończył ponownie na ziemi po tym, jak Bellec przerzucił go nad sobą. Wstał natychmiast, nie pozwalając przeciwnikowi, by choćby zbliżył się do Ciri. Zniżył pozycję i ukazując swoje długie kły, szukał okazji do kolejnego ataku.
-
Zrobiła kilka szybkich kroków i jakimś cudem skoczyła, podcinając łapy Bellec'owi. Warknęła wściekle, z trudem utrzymując go przy ziemi i przemieniła sie. Wyjaśniło się, do czego były potrzebne rękawice. Kilkucentymetrowe pazury, wbiły się w kark i barki wilka i Ciri miała większe szanse go zatrzymać.
-Zabij go-warknęła do Connora-Dłużej go nie utrzymam.
-
Podeszł szybko bliżej, również się przemieniając.
- Requiescat in pace... - wymruczał, zatapiając swoje ukryte ostrze w gardle pokonanego, przecinając tętnicę. Tym razem już się nie zawahał. Spojrzał przeciągle na Ciri.
-
Odsunęła się szybko, nim krew zdażyła ją ochlapać. Cofnęła się i klapnęła na trawę. Zrzuciła rękawice w trawę i skuliła się kryjąc twarz w dłoniach. Trzęsła się. Szaleństwo odeszło, został ból, wstyd i poczucie winy.
-
Odciągnął zwłoki dalej i przykrył je stertą kamieni i gałęzi, w ramach jako-takiego pochówku.
Wrócił do dziewczyny i uklęknął na ziemi, obok niej.
- Wszystko gra?
-
-Tak. Oczywiście-szpneła unosząc głowę. Spokojnie, tylko spokój nas uratuje. Z trudem opanowywała drżenie dłoni.
-
- Przecież widzę, że nie - odparł, zmieniając pozycję. Usiadł po turecku, jak zwykle i zerkał na białowłosą, lekko marszcząc brwi.
-
-A jak bys się czuł zabijając człowieka, który dał ci moralność, który nauczył cię wszystkiego, co musiałam umieć.-westchnęła.
-
- To, że niektórzy potrafią pięknie mówić o ideałach nie znaczy, że sami je wyznają - powiedział pewnym tonem, po chwili namysłu dodał, spoglądając Ciri prosto w oczy - Wiem, że łatwo tak mówić. W praktyce zawsze jest trudniej. Ale zrozum, że to on chciał cię zabić. On cię zdradził. Prawdziwy dobry nauczyciel nigdy tego by nie zrobił.
-
-Jedyny prawdziwy nauczyciel jakiego miałam jest zakopany od ziemią, bo nie chciał zostawić kogoś kogo kochał. Niewiele wiem o zaufaniu czy przyjaźni. O miłości... Tylko z obserwacji. Ufałam Bellec'owi.
-
Nie, żeby coś, aleee... xD
-Jedyny prawdziwy nauczyciel jakiego miałam jest zakopany od ziemią, bo nie chciał zostawić kogoś kogo kochał. Niewiele wiem o zaufaniu czy przyjaźni. O miłości... Tylko z obserwacji. Ufałam Bellec'owi.
-
Tu chodzi o to, że nie wiedziała komu można zaufać, a Bellec ją okłamywał.
Tworzył fałszywą moralność, prawa, mieszał jej w głowie. Więc ona może stwierdzić, że o prawdziwym obustronnym zaufaniu wie niewiele.
-
// Załapałam. Chyba xD
Shift... Ale tera nwm, co takiego mundrego mógłby tu odpowiedzieć xD Nie ćwiczyłam nigdy jakoś specjalnie dialogów xD
-
//xD
Cusz... Twoja brocha.
-
Popatrzył na nią takim przyjacielskim spojrzeniem. Wiedział, co to znaczy być zdradzonym przez najbliższą osobę, kogoś, komu ufało się całkowicie.
- Zauważ, że to właśnie jest bardzo dobra lekcja życiowa. Bolesna... Ale przynosi przynosi pozytywne skutki.
Znów zmienił pozycję. Tym razem na leżącą, z rękami podłożonymi pod głowę.
- Tak, wiem, nigdy nie byłem dobry z filozofii, przyznaję się bez bicia - dodał, ponownie na nią spoglądając. To ostatnie zdanie miało w gruncie rzeczy posłużyć jakoś do rozładowania atmosfery.
_____________
Bez rewelacji, ale cokolwiek jest xD
Jedyna opcja, tak bardzo twórcza, jaka mi teraz przychodzi do głowy, to taka, że zjawią się asasyni, zgarnął Ciri, jako templariuszkę i Connora, jako kolaboranta, volilé xD
No, chyba, że mają się dalej tak miziać.
-
Uśmiechnęła się blado.
-Masz rację. To dobra lekcja i już nie popełnię takiego błędu.
Chwilę milczała.
-Wiesz, jesteś podobny do Alyss. Z tym, że ty nadal wierzysz w cokolwiek, choćby w siebie. A ona... Ją wciągnęło bagno w momencie śmierci ostatniego z zabójców Dannyla. To też wiele mnie uczy. Bo zemsta nie może być naszym życiowym celem. Nie można pozwolić, by była czymś co utrzymuje nas przy życiu.
Spojrzała na Connora z namysłem.
Dobze, mi pasuje. Znaczy się to pierwsze, na mizianie skończyły mi się pomysły. A filozoficzne gadanie na dłuższą metę sprawi, że ja zacznę nawijać zagadkami.
-
Umilkł na chwilę, by zastanawić się nad odpowiedzią, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo jego uwaga skupiła się na czym innym. Wydało mu się, że czuje wokół sporo dobrze znanych mu zapachów. Zanim dotarło do niego, co to oznacza, na polanie pojawiło się kilku uzbrojonych asasynów. A przewodniczył im Walter.
Connor błyskawicznie podniósł się z ziemi, ale jeden z wilkokrwistych kopnął go w kolano z taką siłą, że mimowolnie chłopak znowu znalazł się na trawie.
- Wybierasz się gdzieś, z d r a j c o? - rzucił pobłażliwym tonem Walter.
Auditore omiótł wściekłym, a zarazem zdziwionym spojrzeniem wszystkich nowoprzybyłych. Jeden z nich trzymał broń skierowaną lufą prosto w jego głowę. Drugi miał na celowniku Ciri.
- Co to wszystko, do cholery, ma znaczyć?!
-
Ciri nie poruszyła się, rzucając tylko zaniepokojone spojrzenie Connorowi. Nie podnosiła się, nie próbowała też walczyć, bo wydało jej się to bezcelowe. Po prostu patrzyła.
-
- Oh, Auditore-traditiore - drażnił się z nim dalej Walter - Trzeba było pomyśleć zawczasu i nie zadawać się z tą panienką.
Któryś z asasynów podniósł na nogi Connora i związał mu ręce na plecach. Drugi zrobił to samo z dziewczyną.
- Niech no tylko wszystko się wyjaśni... Polecisz z hukiem ze stołka! - warknął Connor. Szarpnął się raz, by zamanifestować swoje niezadowolonie, ale otrzymał za to silnego sierpowego, od którego mało się nie zatoczył, więc zrezygnował z oporu.
- Nie składaj obietnic bez pokrycia - roześmiał się dowódca straży. Connor dopiero teraz poznał, jaka z niego była żmija - No, dość tych pogadanek. Zaprowadzić ich lochów! - zakomenderował, a jego podwładni wykonali rozkaz.
-
...Lewy prosty, prawy prosty i wykop z pół obotu. Prawy prosty, lewy sierpowy, unik i podcięcie. Prawy sierpowy...
Odetchnął głęboko, żeby nieco uspokoić oddech po długim treningu. Odruchowo rozejrzał się dookoła, ale któż miałby się tu pojawić? Specjalnie wybrał to miejsce, bo było z dala od uczęszczanych szlaków i mógł tu w spokoju samotnie trenować. Przy okazji miał możliwość odpoczynku od męczącego zgiełku miasta, wśród samej przyrody. Nie zniszczonej przez te żałosne kreatury, ludzi.
Starł nadgarstkiem krople potu z czoła. Temperaturę ciała zdecydowanie trudniej kontrolować niż oddech. Ściągnął całą mokrą koszulkę, która zdążyła się już przykleić do jego ciała. Rzucił ją na plecak i sięgnął po butelkę z wodą.
-
Piekielny, rwący ból w prawym ramieniu uświadomił zadumanej nad pięknem drzew Yelenie, że Pana Psa wcale owe piękno nie obchodziło i zamierzał iść dalej... A właściwie, to już poszedł, ciągnąc ją za sobą. Korzystała ze wszystkich chyba technik, by usunąć ten problem, ale nic to nie dawało. Devil zawsze traktował ją pobłażliwie,za pana uznał starszego brata dziewczyny. Nawet rozłąka nie mogła tego zmienić.
Nieoczekiwanie pies zatrzymał się, węsząc chwilę, po czym ruszył bardziej w lewo, zbaczając z linii w miarę krótkiej trawy. Yelena nie ośmielała się zabrać go na ścieżkę, gdzie mogła spotkać ludzi. Zawsze na dłuższe spacery brała go wgłąb lasu. Dev przystanął, strzygąc uszami, ale i Yela zauważyła to, co zaciekawiło jej pupila. Mężczyzna, tłukący się z niewidzialnym przeciwnikiem, z taką zaciętością, jakby stał przed nim co najmniej pułk wojska. Chwilę trwało, gdy Yela i pies stali w bezruchu, obserwując. Takiego wtapiania się w otoczenie nauczyła się będąc jeszcze w rodzinnym domu. Tak samo jak bezgłośnego kaszlu, niewinnej miny i ukrywania sińców.
Dziewczyna chciała się wycofać, lecz Devil miał zupełnie inne plany. Nagle skoczył do przodu, wyrywając dziewczynie smycz z ręki i posyłając ją lotem ślizgowym na trawę, z dala od bezpiecznej kryjówki. Wilczur podbiegł do nieznajomego, merdając ogonem, jakby widział starego przyjaciela, a nie obcego. Klnąc jak szewc, Yelena pozbierała się z ziemi, wycierając poobcierane dłonie o spodnie.
Spojrzała z niechęcią na towarzysza.
- Niech cię piekło pochłonie, niewdzięczniku. Będziesz żarł suchy ryż, zamiast wymyślnej karmy - burknęła pod nosem.
-
Kątem oka zerknął na stworzenie, machające tym swoim ogonem niczym zmiotką do kurzu. Tch, może i jego ogon przypomniał aktualnie zmiotkę, ale pies z czystością na pewno nie miał nic wspólnego. Na pierwszy rzut oka było widać jakimi ścieżkami chodził, biorąc błoto i drobne gałązki, które utkwiły mu w sierści, za wskazówki.
Potem łaskawie przeniósł znudzony, jak zawsze, wzrok na właścicielkę czworonoga. Pod kątem ilości brudu na sobie idealnie do siebie pasowali. Chociaż... Pradopodobnie dziewczyna przewyższała jednak pod tym względem swoje zwierzę. Być może głównie ze względu na to idealne wejście, ale tam, nie jego biznes.
Nic sobie nie robiąc z ich obecności, najzwyczajniej w świecie powoli odkręcił ową butelkę i zaczął pić, zupełnie ich ignorując. Wpadli tu przypadkiem, powinni się równie szybko stąd wynieść.
-
Zignorował ją... No kto by pomyślał! Yelena była z tego faktu bardzo zadowolona. Ludzie w takiej sytuacji zwracali uwagę na nieodpowiedzialną właścicielkę. Zamierzała złapać smycz i odejść, ale pies warknął na nią i natychmiast odsunęła dłoń, by ta nie spotkała się z długimi kłami. O ile Yela cieszyła się z braku zainteresowania o tyle Devila to irytowało. A on lubił zwracać na siebie uwagę. Uniósł się na długich łapach i wytrącił butelkę z dłoni nieznajomego. Yelena skryła uśmiech za zasłoną długich włosów. Nie polubiła obcego.
-
Chwila zawahania, w obawie przed wybrudzeniem ubłoconymi łapami wystarczyła, by butelka wypadła mu z rąk i potoczyła się po trawie, rozlewając resztki zawartości.
- Cholerny kundel - mruknął z lekkim grymasem, wyrażającym zdegustowanie.
- Ale i tak więcej wart niż taka gówniana właścicielka, która nie potrafi nad nim zapanować - dodał po chwili, i to takim tonem, jakby wypowiadał zdanie w stylu "ładna dziś pogoda", a nie złościł się o rozlaną wodę i określał kogoś odpowiednimi epitetami. Oczywiście nie raczył przy tym choćby przelotnie spojrzeć na ciamajdowatą dziewczynę. Za to nachylił się lekko nad jej pupilem i pogłaskał go czubku łba, gdzie udało mu się zaobserwować najmniej brudu.
Podniósł przy okazji butelkę, już pustą, i celnie cisnął w kierunku plecaka, podobnie, jak zrobił to wcześniej z koszulką.
-
Devil zamachał ogonem z wyraźnym zadowoleniem. Yelena przekrzywiła głowę przypatrując się psu.
- Nie jestem właścicielką tego bydlęcia. Devil uznał za pana mojego brata i zupełnie mnie nie szanuje.
Wzruszyła ramionami. Ujęła smycz, tym razem pies nie zaprotestował. Może dlatego, że zrobiła to zdecydowanym ruchem, a może odwidziało mu się bycie niegrzecznym.
- Nie pożarł mnie dotychczas tylko dlatego, że brat mnie lubi.
-
Prychnął, zerknąc leniwie przez ramię na uradowane wreszcie zwierzę.
- Jak myślisz, czy interesują mnie twoje życiowe problemy? Po prostu pilnuj go, jak należy - westchnął, przy tej okazji przewracając z lekka oczami.
Przykucnął przy plecaku, upychając w nim rzeczy na tyle, by dał się zamknąć, po czym zarzucił go sobie na prawe ramię. Podniósł się i nie bardzo nawet oglądając się na przypadkowo spotkaną dziewczynę, nie wspominając już o jakimkolwiek słowie na pożegnanie, ruszył dalej w sobie tylko znanym kierunku.
Jego największym zmartwieniem był fakt, że będzie teraz zmuszony znaleźć sobie nowe miejsce do ćwiczeń.
-
Pociągnęła psa w swoją stronę, gdy ten wykazał chęć pójścia za mężczyzną.
- Daj spokój Dev, ten koleś i tak nas nie lubi.
Pies spojrzał na nią z wiele mówiącą miną.
- Okay, mnie nie lubi - prychnęła.
Tym razem Devil wydawał się zadowolony z odpowiedzi. Dał się karnie pociągnąć w stronę z której przyszli. Yelena szła przed siebie, obcy przestał ją interesować. Nie uważała, że mógłby się kiedykolwiek do czegoś przydać.