Ciri:
Rozgoniła gapiów, którzy najwyraźniej zorientowali się, że dziewczyna z mordem w oczach może być niebezpieczna.
Tony spuścił wzrok pod jej rozognionym spojrzeniem.
- Co to miało, do jasnej cholery, znaczyć? - głos Ciri był podejrzanie spokojny.
- Nie powinnaś się denerwować.
- Nie powinnam? Zaraz ci pokażę, jak się zdenerwuję. Na razie jestem absolutnie spokojna.
- To niezdrowo. I dla ciebie i dla... - nie dokończył, bo mu przerwała.
- Jeszcze jedno słowo, a cię uderzę. Po prostu się zamknij, obaj zachowaliście się jak dzieci, jak pięciolatki, które biją się o zabawkę!
Tony cofnął się, pod siłą jej złości.
- Urządzę ci takie piekło w domu, że się nie ogarniesz - wywarczała - Idź już do auta, zaraz przyjdę.
Wbiła potępieńcze spojrzenie w Connora.
Tony posłusznie odszedł, krzywiąc się z bólu, ale powstrzymał chcę przykopania Connorowi raz jeszcze.
Ciri podeszła do Connora z dziwną miną, na pół wściekłą, na pół rozczarowaną.
- Nie spodziewałam się tego po tobie. Po nim tak, zawsze był pierwszy, żeby komuś przywalić. Ale ty... Connor, czemu ty to wszystko utrudniasz? Źle ci było wcześniej?!
Przetarła twarz i przez chwilę, zza gniewnej maski dało się zobaczyć zmęczenie, znużenie i niechęć. Ale wszystko to zniknęło, gdy tylko na niego spojrzała.
- Mam dość, nie będę tu siedziała, opatrywała się i twierdziła, że jestem z ciebie dumna, bo nie jestem. Jestem wściekła - podniosła głos.
- Daję ci ostatnią szansę i nie spieprz tego Connor. Jesli jutro przyjdę do ciebie i zobaczę, że jesteś naćpany czy pijany to wyjdę i cię zostawię. To będzie koniec, rozumiesz? Więcej nie wrócę, nie jestem jakimś cholernym psem!
- Postaraj się tego nie zawalić, bo następnej szansy nie będzie.