- Mhm... - mruknęła tylko, podnosząc się ostrożnie.
Nie patrzyła na niego. Po prostu... nie. Nie umiała teraz na niego spojrzeć.
Ostrożnie dotknęła rany na karku, bo czuła krew spływającą jej po plecach. Zerknęła na swoje palce. Szkarłatne.
Zamrugała szybko, by odzyskać ostrość widzenia. Jeszcze tego brakowało, żeby tu zemdlała.
- Nie zmuszę cię do niczego. Nie chcę, żebyś czuł, że jesteś z mną, bo tak trzeba. Dam sobie radę sama.
Głos miała cichy, lekko drżący niepewny. Nadal na niego nie patrzyła. Oznajmiła mu fakt, nie chcesz - nie musisz. Dziecko nie musi mieć ojca. Albo je odda, przecież to oczywiste, że znowu wpakuje się w kłopoty i sobie nie poradzi. Znajdzie mu miłą, dobrą rodzinę. Chociaż... Plan do niczego, dzieciak jest przecież wilkokrwisty. Czy są rodziny zastępcze dla nieludzi?