Connor:
Nie chciał by ktokolwiek zginął. Raczej nie było to nawrócenie wielkiego mordercy. Po prostu... Mimo, że Zakon się go wyparł, osądził go zdrajcą, Connor nadal czuł się w pewnym stopniu jego członkiem. Nie można tak zwyczajnie wyprzeć w jednej chwili czegoś, co przez całe życie było częścią ciebie. Nie chciał zabijać dawnych współbraci.
Bronił się dość brutalnie, fakt, ale nikt do tej pory nie zginął. Mark, kojarzył go skądś, był na razie wyeliminowany. Oberwał mocno w głowę i leżał nieprzytomny na ziemi. Connor był ranny w ramię. Krew ściekała mu również po twarzy, ale nie przejmował się tym. Udało mu się sięgnąć po pistolet. Kilka akcji później miał również zakładnika. Zakładniczkę, ściślej mówiąc. Była młoda, ale wyglądało na to, że dowodzi tutaj. Świetnie. Zagroził, że ją zabije, zmuszając drugiego asasyna do wycofania się. Potem zobaczył unieruchomioną Ciri i strach odmalował się w jego oczach. Nadal jednak trzymał dziewczynę, jedną ręką trzymając jej nóż na gardle, w drugiej miał naładowaną, gotową do strzału Berettę.