-Przynajmniej właściwym facetom, którzy nie wyzywają mnie później od mutantów - riposta była tak samo kiepska jak atak Mari, ale czego się nie robi, dla uratowania urażonej dumy.
-Dobra, dziewczyny, dość! - obie zerknęła na Lamberta, czy mówi poważnie, czy może można jeszcze trochę sobie dokopać. Mówił poważnie.
-Wyzywać możecie się gdzieś dalej, tak żebym nie musiał wysłuchiwać takich obelg. Nie nasza sprawa co, gdzie, z kim i za co robiłyście.
Potrzebujemy konkretów.
Mari wzruszyła ramionami.
-Konkret jest taki, że jeśli do was przystanę, to mnie zabiją. A życie mi miłe.