-Mari... Bądź rozsądna. Bez nas nic nie zdziałasz. Przecież wiesz, że templariusze cię nie zechcą. A życia tak czy siak sobie nie ułożysz. Chyba, że z podobnym nam.
Mari nieco zbladła, na co Ciri uśmiechnęła się złośliwie.
-Oho, był ktoś?
Mari prychneła i znów na jej twarzy pojawił się lekko kpiący uśmiech.
-Tak. Ostatnim razem kiedy widziałam Franka, siedział przywiązany na krześle, mój nóż przypadkiem błądził w okolicy jego twarzy, a on wyzywał mnie od mutantów. Nie chciał się uśmiechnąć - zdziwiła się teatralnie - więc rozcięłam kąciki jego ust, aż do kości policzkowych. Teraz uśmiecha się zawsze.