Ocknął się dopiero przed drzwiami miejsca, które miało być tym ostatnim, ujrzanym w jego życiu. Przypomniał sobie, jak kiedyś, dawno już, wparował tu, by w ostatniej chwili uratować brata.
A teraz to on miał do niego dołączyć.
Ciri... Obraz białowłosej dziewczyny nagle stanął mu przed oczami. Jeśli ona rzeczywiście go kocha, to jego nagłe zniknięcie, bez pożegnania na pewno ją zrani. Nawet nie domyśli się przecież, że Connor już wącha kwiatki od dołu (taki se, powiedzmy, czarny humor xD). Ma na to pozwolić?
Jeden ze strażników puścił go na chwilę, by otworzyć drzwi. Connor, do tej pory wyglądający jak wrak człowieka, któremu już i tak wszystko jedno, nagle ożywił się i jakimś cudem, pomagając sobie łokciem, wyrwał się drugiemu typowi i popędził co sił w kierunku wyjścia. Nie głównego. Tamto na pewno było dobrze obstawione. On znał przejścia nie dostępne dla przeciętnego asasyna i z tej wiedzy skorzystał.
Udało mu się wydostać z budynku, ale pościg siedział mu już na ogonie.
Nie wszyscy asasyni byli wilkokrwistymi - za sprawą czarnej, głębokiej nocy, jaka trwała - tych miał już właściwie z głowy. Dopadł lasu. Biegł nadal.
Musiał jednak zrobić w końcu przerwę. Sądził, że zdążył już zgubić tamtych, ale pomylił się. Kiedy tylko się zatrzymał, doszedł do niego cichy szelest i dźwięk strzału z pistoletu. Ułamek sekundy później również i rozdzierający ból trafionego boku. Strzelono z bliska - pocisk miał dużą silę przebicia i przeleciał na wylot, dziurawiąc, oczywiście, wszystko na swojej drodze.
Upadł.
Jego przeciwnik chcąc go dobić, rzucił się na niego ze swoim ukrytym ostrzem. Chłopakowi na szczęście udało się na czas odsunąć. Kolejny fart - asasyn rąbnął ostrzem w spory kamień, pod takim kątem i z taką siłą, że to nie wytrzymało i pękło. Zaklął i nie chcąc tracić czasu, zaczął okładać rannego butem. Connor wyciągnął rękę i zaczął szukać w trawie złamanego fragmentu broni. On sam żadnego oręża przy sobie nie posiadał. Zajęło mu to dłuższą, przetykaną bólem pochodzącym od kolejnych kopnięć, chwilę, ale znalazł. Nie zważał już nawet na fakt, że ostrze głęboko rani jego dłoń, kiedy ją na nim zacisnął. Podźwignął się i zamachnął na oślep. Trafił oprawcę w kolano. Facet nie spodziewał się tego i runął na ziemię. Auditore wykorzystał moment zaskoczenia by zadać śmiertelny cios.
Był wyczerpany i nawet nie próbował się już bronić, kiedy zbliżył się kolejny asasyn. Tyle, że on pochylił się nad Connorem i sprawdził jego puls. Kiedy stwierdził, że żyje - podniósł się i wracając skąd przyszedł, krzyknął do pozostałych:
- On zwiał!
To był Tom.
Zbiegły skazaniec po raz kolejny zebrał ostatki sił i zmienił się w wilka. Miał szansę. Jedyną. Ostatnią. Musiał do rana opuścić asasyńskie tereny i zaszyć się gdzieś w jakiejś bezpiecznej kryjówce. Wiedział, że Mistrz nie pozwoli, by rozeszły się wieści o tym, że nie udało im się wyeliminować zdrajcy, dlatego, jeśli przeżyje, będzie mógł po jakimś czasie zacząć jakieś w miarę normalne życie. I dać znać Ciri, że żyje...