Jakoś udało jej się opanować świadomość. Wiedziała, że to jest przebłysk, drobna chwila, po której znów się zatraci jeśli czegoś nie zrobi. I zrobiła. Dosięgnęła ostrza wlokąc się po ziemi, bo miała zbyt mało sił, żeby się podniesć. A potem, z rozmachem przejechała nim po żebrach, dojeżdżając do początku biodra. Ból trafił w jej umysł, rozgonił ciemność, która znów miała ją objąć. Dysząc jak po długim biegu upuściła sztylet i dotkneła rany. Zamglone spojrzenie wbiła w jasną krew na swoich palcach.
Nie zemdlej. Nie teraz, nie ma na to czasu-warczała do siebie w myślach. Ale osunięcie się w niebyt wydawało się tak kuszące. Teraz, gdy odzyskała samoświadomość, ból dochodził do niej ze zdwojoną siłą.