***
Czekał, ukryty za węgłem jedego z budynków gospodarczych.
Jego plan był prosty. Poczeka aż T.D., zakała rasy wilkokrwistych, skończy ze swoją aktualną zdobyczą i wykorzysta fakt, że ten, najedzony, będzie bardziej ospały. Dzięki temu czysto załatwi sprawę i będzie miał mniej roboty przy sprzątaniu. Miał nadzieję, że tym razem T.D. będzie posilał się nieco bardziej kulturalnie, niż ostatnio.
Wtedy można by jakoś od biedy upozorować wypadek z koniem, albo coś w tym guście.
Zaciągnął się powietrzem, z pewnym zdziwieniem odkrywając, że kojarzy oba zapachy. To była ta... Ta ciamajda z lasu, ta od psa. Cóż, widocznie miała pecha.
Odgłosy uczty przycichły, trochę za szybko. Wtedy zdał sobie sprawę, że wiatr zmienił kierunek. T.D. musiał, mimo tego, że Rivaille maskował swój zapach, dowiedzieć się o jego obecności.
Teraz musiał działać szybko. Wyskoczył zza budynku, przemieniony już w wilka i w kilku susach dopadł do drugiego wilkokrwistego, również będącego w wilczej skórze. Przez krótki moment stali naprzeciwko siebie, warcząc i wzajemnie mierząc wzrokiem przeciwnika.
Rivaille kątem oka dostrzegł dziewczynę. Leżała na ziemi, krwawiąc, z ramienia chyba, ale ewidentnie jeszcze żyła. T.D. widocznie ledwo z nią zaczął.