Nie poszło idealnie po jego myśli, ale cóż. To tylko niewielka ranka, zadrapanie. Nic mu nie będzie.
W zamian dostrzegł coś interesującego. Nie był w tej chwili jeszcze pewny, ale zdawało mu się, że basior ma jakiś problem, chyba z ... prawą łapą. No, będzie musiał się lepiej temu przyjrzeć.
Zaczął powoli przemieszczać się w kółko, starąc się sprawić wrażenie, że się cofa. Iluzja.
Ustawił się w takiej pozycji, by móc wprowadzić w życie swój zamysł. Przyjął pozycję, niby do obrony. Jakby dalej miał zamiar jedynie rozbić uniki. I w tym momencie skoczył, ciężko lądując na grzbiecie Sama, wbijając przy okazji w niego pazury tak mocno, jak tylko mógł, w tak krótkim czasie. Zrobił to w ten sposób, by pozostać poza zasięgiem jego pazurów i kłów. Praktycznie od razu wybił się i "odbijając się" pod pewnym kątem od pnia drzewa, wylądował na ziemi, przodem do przeciwnika. Znalazł się tym samym po jego lewej stronie. Teraz albo zmarnuje parę cennych chwil na obrót, albo zaatakuje tak, co zdecydowanie ułatwi Connorowi unik.
Cały czas utrzymywał z nim kontakt wzrokowy...