- Czarna, bez mleka i cukru - mruknęła cicho. Czekał ją długi dzień, a nie spała ostatnio zbyt dobrze.
Spojrzała w okno, obserwując ludzi. Nieświadomie znów szukała wśród nich znajomych twarzy. Zawsze to robiła, mimo wiedzy, że to bezcelowe. Peter nie przyszedłby do niej sam. Nie był głupi, nie tak jak ona.
Jej uwagę przykuło dziecko, może czteroletnie. Chłopiec w czerwonym przeciwdeszczowym płaszczyku nadawał koloru szarości świata za szybą. Skakał po chodniku, opowiadając coś kobiecie, idącej obok niego. W pewnym momencie odwrócił się do okien kawiarni i pomachał wesoło, widząc spojrzenie Fox. Jego opiekunka pociągnęła dziecko dalej.
Wilkokrwista odwróciła wzrok, zaciskając dłonie na blacie stolika mocno. To mogłaby być ona i jej syn. Gdyby nie była taka głupia, gdyby przeniosła się do ogrzewanego mieszkania, gdyby nie dała mu się zamoczyć, gdyby miała dość pieniędzy, by zapłacić zarówno lekarzowi jak i za leki. Zacisnęła szczęki, czując znajome poczucie winy. Aiden mógłby żyć, gdyby to nie ona była jego matką.
Podniosła wzrok na Jona, puszczając blat. Kelnerka przyszła z kawą, nadal z tym samym spłoszonym spojrzeniem. Fox przewróciła oczami. Kiedyś też taka była. A potem przestało jej zależeć.
Kawa była obrzydliwa, jak zawsze, gdy piła ją bez mleka czy cukru. Ale to nie miało być miłe spotkanie i Fox nie potrzebowała, by czuć się komfortowo.
- Moglibyśmy przejść do rzeczy? Nie sądzę, byś chciał się spotkać i pogadać o przeszłości - odezwała się, odrobinę ostrzej, niż planowała.