Oblizał swoje palce, z błyszczącymi oczyma delektując się smakiem krwi. Smarkacz, chociaż właściwie facet wiekiem niewiele młodszy od Ryana, tyle, że zdecydowanie mniej doświadczony w sprawach ciemniejszej strony tego miasta, patrzył na niego przerażony. Klęcząc, próbował wyrwać się dwóm innym mężczyznom, którzy widocznie dobrze się bawili.
- Błagam, zlitujcie się!... - chłopak niemal robił w gacie ze strachu.
Ryan zamachnął się do kolejnego ciosu. Ich ofiara skuliła się.
- Błagam! - wrzasnął. - Oddam wszystko, dajcie mi tylko tydzień!...
- Nie masz tyle czasu - odparł Ryan.
- Masz pecha, bo kolega zapomniał proszków na uspokojenie - zaśmiał się rudzielec.
- A ty lepiej zamknij ten swój krzywy ryj i bierz się do roboty - odparował wilkokrwisty.
Zwrócił się znów do klęczącego, nachylając się nad nim.
- Zbierzesz cały hajs, wraz z odsetkami, do jutra, albo nie będzie litości - warknął. Tamten chciał jeszcze coś negocjować, ale rozmyślił się, po oberwaniu w gębę.
- Zabierajta mi to stąd - mruknął i przespacerował się po pomieszczeniu, kiedy tamci już znikli.