Od godziny znajdowała się już w tym budynku. Facet zaraz powinien się zjawić. Oczywiście, jeśli jest na tyle głupi, żeby myśleć, że jego zdrada nadal pozostawała niezauważona.
Prychnęła w duchu. Nikt nie będzie bezkarnie sprzedawał tajnych informacji Zakonu. Z drugiej strony jednak uważała, że zamiast eliminować zdrajcę (ha, a może on od początku działał na rzecz asasynów?...), można było, przy odpowiedniej zachęcie, przeciągnąć go na swoją stronę. Podobno miał dziecko. Małego, uroczego synka...
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko było już gotowe na przyjęcie gościa. Wszelkie ewentualne drogi ucieczki zostały starannie zabite i zastawione. Drzwi, po otworzeniu, dzięki prostemu, ale sprytnemu mechanizmowi, automatycznie się zatrzaskiwały, uniemożliwiając odwrót. Zadbała również o odpowiedni "nastrój". Panowała niemal całkowita ciemność. W przeciwieństwie do korytarza. Tamten był odpowiednio oświetlony, tak, że ktoś, kto wszedłby do środka potrzebowałby trochę czasu na przyzwyczajenie wzroku do ciemności. Wystarczająco dużo, by zdołała go obezwładnić.
Podwinęła na chwilę rękaw i spojrzała na zegarek. Jako wilkokrwista doskonale widziała, nawet przy braku oświetlenia, a dodatkowo wskazówki pokryte były nikłą, ale jednak, warstwą fluorescencyjną [mam nadzieję, że dobrze napisałam xD]. Zawsze wolała te tradycyjne zegarki. Zresztą, kto spodziewałby się, że taki może zawierać w środku niespodziankę?
Oparła się o ścianę, tuż za drzwiami i sprawdziła ukryte ostrze. Działało sprawnie i bezgłośnie. Potem poprawiła malutki komunikator w uchu. Nie miała prawa się teraz odezwać. Czekała na sygnał stojącego na straży, trochę młodszego od siebie nowicjusza. Naciągnęła na twarz ciemno-granatową chustę. Była gotowa.