Piekielny, rwący ból w prawym ramieniu uświadomił zadumanej nad pięknem drzew Yelenie, że Pana Psa wcale owe piękno nie obchodziło i zamierzał iść dalej... A właściwie, to już poszedł, ciągnąc ją za sobą. Korzystała ze wszystkich chyba technik, by usunąć ten problem, ale nic to nie dawało. Devil zawsze traktował ją pobłażliwie,za pana uznał starszego brata dziewczyny. Nawet rozłąka nie mogła tego zmienić.
Nieoczekiwanie pies zatrzymał się, węsząc chwilę, po czym ruszył bardziej w lewo, zbaczając z linii w miarę krótkiej trawy. Yelena nie ośmielała się zabrać go na ścieżkę, gdzie mogła spotkać ludzi. Zawsze na dłuższe spacery brała go wgłąb lasu. Dev przystanął, strzygąc uszami, ale i Yela zauważyła to, co zaciekawiło jej pupila. Mężczyzna, tłukący się z niewidzialnym przeciwnikiem, z taką zaciętością, jakby stał przed nim co najmniej pułk wojska. Chwilę trwało, gdy Yela i pies stali w bezruchu, obserwując. Takiego wtapiania się w otoczenie nauczyła się będąc jeszcze w rodzinnym domu. Tak samo jak bezgłośnego kaszlu, niewinnej miny i ukrywania sińców.
Dziewczyna chciała się wycofać, lecz Devil miał zupełnie inne plany. Nagle skoczył do przodu, wyrywając dziewczynie smycz z ręki i posyłając ją lotem ślizgowym na trawę, z dala od bezpiecznej kryjówki. Wilczur podbiegł do nieznajomego, merdając ogonem, jakby widział starego przyjaciela, a nie obcego. Klnąc jak szewc, Yelena pozbierała się z ziemi, wycierając poobcierane dłonie o spodnie.
Spojrzała z niechęcią na towarzysza.
- Niech cię piekło pochłonie, niewdzięczniku. Będziesz żarł suchy ryż, zamiast wymyślnej karmy - burknęła pod nosem.