Lloyd podniósł się na chwilę i rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł Iriny. Nie był wilkokrwistym, więc nie mógł jej wyczuć. Wziął gałąź, razem z którą spadł chłopak, połamał ją i użył jako usztywnienia, związując pasami materiału, wyrwanego z własnej koszulki. Szczęście w nieszczęściu, że złamanie nie było otwarte.
Zerknął bezradnie na swojego podopiecznego. Powinien zabrać go do szpitala, ale nie mógł. Policja na pewno szukała już młodego zbiega. Nie miał innego wyjścia, jak zabrać go do któregoś z asasyńskich lekarzy. Ale tu znowu był problem. Był niemal pewien, że tamta będzie siedzieć im na ogonie. Musiał być bardzo ostrożny, chociaż nie wiedział, w jaki sposób ma się pozbyć Iriny. Łatwo nie będzie, zwłaszcza z chłopakiem na rękach. Nie mógł go przecież zostawić, w tym towarzystwie. Ryan cicho jęknął z bólu, kiedy nauczyciel go podniósł. Nie rozmawiając ze sobą, ruszyli w stronę miasta. Lloyd chciał na razie zanieść go do swojego mieszkania, liczył, że tam będzie bezpieczny, dopóki on nie sprowadzi pomocy.
Szedł powoli, młody wilkokrwisty ważył jednak swoje, a mężczyzna musiał cały czas oglądać się i upewniać, że nie zostanie napadnięty od tyłu.
_____________________
Nah, jeśli ona chce ich szybko dopaść, to powinna chyba teraz. Potem w mieście byłoby ciężko. (czytaj, nie chce mi się pisać w blokach i opisywać tej całej pierwszej pomocy, o której nie mam pojęcia xD)