Odwrócił do Del szczerozłote oczy, ze zwężonymi źrenicami.
- Myślisz, że to wszystko jest tak chole*nie proste?! Myślisz, że robię to celowo?! - ostry syk przeszedł niemalże we wrzask - Ty też nie jesteś święta! Zwykła dziwka! Myślisz, że robisz coś dobrego... Gówno prawda!
Drobne kropelki krwi rozbryzły się w najbliższym otoczeniu Ryana po tym, jak gestykulując, machnął zranioną ręką.
Przyjął stabilniejszą, z lekka pochyloną postawę, zacisnął zęby, odsłaniając kły, w czysto wilczym odruchu. Starał bronić się przez atak. Aktualnie chodziło mu o tego chole*nego, przeklętego typa, do którego chodziła Del. W ogóle nie pojmował jej toku rozumowania. Dobrowolnie chodziła dać się skrzywdzić. Jarało ją to, czy co? A wielka awantura była dopiero wtedy, kiedy on coś spiep**ył!