Iskra:
Tekst "pamiętnika":
Cześć!
Zacznijmy od tego, że wcale nie chce tego napisać, ale wszyscy mówią, że terapia dobrze mi zrobi. Wątpię w to, że cokolwiek naprawi to co sie stało.
Nazywam sie Erin, ale wszyscy mówią mi Iskra i nigdy w życiu nie pisałam pamiętnika. On ma być formą mojej terapii, której, nawiasem mówiąc, wcale nie chcę. Dlaczego ja przechodzę? Niedawno straciłam kogoś bardzo ważnego i to była moja wina. Oni mówią, że tak nie było, ale ja znam prawdę. Wiem, wiem omijam temat, ale nie wiem, czy umiem do tego wrócić.
Straciłam kogoś kogo kochałam. On miał na imię Aleksander, ale nazywaliśmy go Cztery, bo gdy trafił na ulicę pokonał sam, chudy wtedy i wygłodzony chłopiec czterech uzbrojonych policjantów. Był ode mnie dwa lata starszy i zginął, tak mi się wydaje, od wewnętrznego krwotoku, bo postrzelili go dwa razy, ale rany nie były groźne, ale spadł. Z dachu to znaczy, bo uciekaliśmy. On i ja i reszta tej bandy, która była wtedy moją rodziną.
Chyba nawet nie chcę pamiętać dlaczego. Biegliśmy, między dachami była szeroka wyrwa, miałam skoczyć do drugiego budynku, bo w dachu był dziura. Bałam się i skoczyłam za późno, chociaż on mówił mi, że wszystko będzie dobrze. Skoczyłam i chciałam pobiec za reszta grupy, ale on skoczyć nie zdażył. Słyszałam huk strzału i tylko patrzyłam jak spada. A później usłyszałam też, co dziwne, własny krzyk.
Nie pamiętam, jakim cudem dostałam sie na dół. Terapeutka mówi, że wypieram wspomnienia. To chyba dobrze.
Pamiętam natomiast, że ktoś z góry mnie zawołał, żebym go zostawiła, bo on już umiera, ale odwrzasnęłam coś niecenzuralnego.
***
*post dwa dni po pierwszym*
Nie pisałam i urwałam, bo nie mogę tego udźwignąć.
Ale co do historii...
Podbiegłam do niego i upadłam na kolana, bo chyba trzęsły mi się nogi. Był przytomny i tera wydaje mi się to straszne, jak bardzo musiało go bolec. Patrzył na mnie nieco zamglonym wzrokiem, a ja szeptałam, że z tego wyjdzie, że jakoś się wydostaniemy. Powiedział, żebym uciekała, bo on nie może. Zignorowałam to i wtedy uniósł dłoń, całą we własnej krwi i dotknął mojej twarzy. Jego skóra pachniała metalem i krwią i chyba pachniała tak od zawsze. Chyba płakałam, bo uśmiechnał sie i starł kciukiem łzy z mojego policzka. Potem przygarnał mnie do siebie, był zadziwiająco silny, jak na człowieka, który przed chwilą dostał kulkę.
***
*post następnego dnia*
Słyszałam bicie jego serca, nierówne i coraz wolniejsze, aż w końcu całkiem zgasło, ale nie podniosłam się, tylko leżałam prz nim, wtulając twarz w jego koszulkę. Czekałam. Na co?
Chyba na to, żeby podniósł sie tak jak zawsze, uśmiechnał się lekko, cmoknął w policzek i zapytał, czy dobrze spałam. Ale gdzies w głębi siebie, wiedziałam, że jego już nie ma.
Rozpłakałam się przed chwilą, bo czym zasłużyliśmy sobie na taki świat? Chciałabym żeby wrócił.
***
*post trzy dni później*
Przyszli po nas. Przeciez nie strzelali na darmo. Ktos szarpnał mnie w tył i kazał ruszyc tyłek i wtedy zaczełam walczyc. Wcześniej tylko uciekaliśmy, nie mieliśmy przeciez broni, nigdy nie mieliśmy broni, ale on umarł uciekając. A teraz chcieli mi go odebrać. Na zawsze. Musieli mi wreszcie dac coś na uspokojenie, bo ała trójka nie mogła przytrzymać mnie przy ziemi. Chyba ich pogryzłam. Drapałam, miałam nawet nóż.
Potem świat mi sie rozmył i obudziłam sie w małej ciasnej celi, z potwornym bólem głowy i myślą, że On nie żyje. Nazywam go On, bo tak jest łatwiej.
Nie wiem, ile tam siedziałam, bo cały ten czas wyglądał tak samo. Z kolanami pod brodą, wciśnięta w kąt między pryczą a ścianą, gapiłam sie w jeden punkt. Nie zjadłam nic, a był jakiś posiłek.
Wyprowadzali mnie tylko na przesłuchania, pytali o moja grupę, ale nic nie mówiłam. Wszystko mnie bolało i mogłam ignorowac ich groźby. Już mi nie zależało. Wypuścili mnie, poderzewam, że za sprawą ojca. Odebrał mnie, do otepiałej mnie dotarł tylko jeden błysk zaskoczenia, że sam to zrobił. Później wszystko na nowo zgasło. Pytał chyba o coś, ale nie odzywałam się, tylko gapiłam sie przez okno, na uliczne światła.
***
*post z tego samego dnia, poźna noc*
Śnił mi się, śnił mi się taki ledwo obudzonych, rozczochrany, ciepły i żywy. Zaspanym głosem pytał jak się spało.
***
*post miesiąc później*
Zaniedbałam tę terapię, bo miałam inne rzeczy na głowie. Ona, panna I, mnie odebrała. Chyba się cieszę, ale nie bardzo wiem. Cieżko mi to zrozumieć, nadal mam pustkę w głowie.
*post tydzień później*
Skoczyłam. Wczoraj przeskoczyłam z jednego dachu na drugi i omal się nie zabiłam. Omal. Ona jest wściekła, ale ja sie cieszę. Muszę udwodnić sobie, że nastęopnym razem się nie zawaham.
***
*kilka postów później, o nastepnych skokach*
***
*kilka postów później, dzień po dniu, dodawanych późną nocą, z identyczną treścią "NIE ŚPIĘ, JEGO JUŻ NIE MA"
***
*post tuż po tym jak poznała Ryana*
Ten wyjazd ma być następnym krokiem. Nowe otoczenie i te sprawy. Jest okay, muszę się oswoić.
***
*post tak w połowie ich znajomości*
Głupio mi. Potwornie mi głupio, że go oszukuję. A oszukuję każdego dnia kiedy sie spotykamy. Wszystkie te uśmiechy to fałsz, bo nie potrafię się już uśmiechać. Chyba wpadam w depresję, każdego wieczora płacze i patrzę w sufit. Jest źle. Moje własne zachowanie mnie irytuje, jestem infantylna, szczególnie z tą chęcią bliskości, która, jak na ironię, jest akurat prawdziwa. Aleks nauczył mnie nie bać się bliskości, a teraz, kiedy go nie ma, nikt nie potrafi mi jej zapewnić.
***
*kilka następnych postów*
Boję się i nie sypiam. Coś pójdzie źle. Nie chcę być dłużej sama, to źle na mnie działa.
***