Imię:
Jon
Nazwisko:
Santos
Płeć:
Male
Wiek:
Urodził się dwadzieścia siedem lat temu.
Charakter:
W jego obecnej sytuacji trudno to określić. Człowiek bez pamięci zachowuje się zupełnie inaczej. Może nie całkiem "zupełnie", ale inaczej. Jest bardziej zagubiony, trudno mu odnaleźć swoje miejsce. Taki teraz jest właśnie Jon.
Przed wypadkiem był człowiekiem (wilkokrwistym) o dość przyjemnym usposobieniu i raczej przeciętnym stylu bycia, jeśli nie brać pod uwagę przynależności do Zakonu Asasynów. Miły, często się uśmiechał, zawsze służył radą, czy pomocą.
Nie znaczy to, że nie potrafił być brutalny. Potrafił. I to bardzo. Nie raz odesłał kogoś do wróżki zębuszki. Czasem nawet pomógł dołączyć do grona aniołków.
Także ten tego... Tak mniej-więcej, co z grubsza, przedstawia się jego charakter.
Historia:
Urodził się w Ameryce, w rodzinie od pokoleń stanowiącej zbieraninę najróżniejszych nacji z całego świata. Tak więc w jego żyłach płynie krew rdzennych mieszkańców kontynentu, Brytyjczyków, Polaków, Francuzów, Filipińczyków,...
Jego rodzice nie byli bardzo zamożni, ale nigdy nikomu to nie przeszkadzało. Do czasu, kiedy zachorował ojciec Jona i nie okazało się, że brakuje pieniędzy na leki. W końcu zmarł. Matka się załamała, popadła w depresję. Zamieszkała z dalekim kuzynostwem na wsi, dlatego, że musiała przebywać pod stałą opieką, której nie mógł zapewnić jej ani Jon, ani Francois czy Norman, jego starsi bracia, ponieważ wszyscy trzej należeli do armii. Jon oraz Francois byli pilotami, Norman działał w piechocie. Ale braci, oprócz wojska, łączyło coś jeszcze - Zakon.
Matka powiesiła się, kiedy po którejś misji do domu wrócili jedynie Jon i Francois. Bracia przeżyli prawdziwy koszmar. Nie obyło się bez kobiecego wsparcia. Francois miał wtedy już żonę. I dziecko w drodze. Jon był sam, ale nie potrwało to długo. Jak mawiają, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Widocznie nie tylko przyjaciół. Pół roku później Jon i Rachel zaręczyli się.
Potem kolejny wyjazd z kraju. Na ćwiczenia do Wielkiej Brytanii.
Tamtego feralnego dnia wszystko szło nie tak. Rano drzwi drzwi kajuty na lotniskowcu zacięły się. Trzeba było je wyważyć. Następnie ćwiczebny lot bojowy został odrobinę przesunięty, gdyż mechanicy nie zdążyli się uporać z usterką jednej z maszyn. Ściślej, pracowali nad myśliwcem Jona.
To nie mógł być przypadek.
Świeżo naprawiony samolot zawiódł?
Nie, tym bardziej, że Jon poprzedniego dnia dostał tajemniczy pakunek w woreczku od jednego ze swoich współbraci z brytyjskiej armii. Widocznie nie tylko asasyni mieli tu swoje wtyczki.
Wystartowali, zdążyli przelecieć może ze trzydzieści mil i znaleźć się nad lądem, kiedy w kabinie Santosa rozległ się alarm. Potem wszystko działo się tak szybko: kolejne alarmy, wykrzykiwane komendy dowódcy w komunikatorze, spadek wysokości, przeciągnięcie, próba uratowania maszyny, w końcu katapultacja, gdy okazało się, że awaryjne lądowanie nie jest możliwe. Zdążył jeszcze zobaczyć jak otwiera się nad nim czasza spadochronu i usłyszeć potężny huk eksplozji, nim stracił przytomność.
Obudził się w łóżku, w jakiejś leśnej chacie, cały w bandażach, nie pamiętając zupełnie niczego. Nic. Zero. Pustka. I ten dziwny woreczek na szyi, z malutką, szklaną fiolką w środku. Miał połamane żebra, obojczyk i zwichnięty nadgarstek. Oprócz tego jeszcze jakieś drobne zadrapania i stłuczenia. Liczył, że dowie się czegoś od osoby, która tu mieszka i, prawdopodobnie, poskładała go, ale czekał trzy dni, zapasy żywnościowe, zgromadzone w domku niemal się skończyły a nikt nie pojawił się. Jon ustalił do tej pory, jak się nazywa, dzięki kurtce z nazwiskiem i zdjęciem, które w niej znalazł, z podpisem: "Dla Jona ~ Rachel". W tym miejscu nie było żadnej możliwości kontaktu ze światem, więc młody mężczyzna po prostu ruszył przed siebie, licząc, że uda mu się dojść do jakiegoś miasta, bądź wioski. Może ktoś go szuka, rozpozna i dowie się wreszcie, kim jest?...
Wygląd:
Aaaaav!
Jako wilk ma ciemno-brązowe futro.
Ciekawostki:
~ Ćwiczył różne sztuki walki.
~ Kiedyś próbował swoich sił jako artysta. Ma talent plastyczny (i pisarski), lecz nie został doceniony.
[...]